„Na rauszu”. Baudelaire / Kierkegaard – dwa tropy

Trzeba być wciąż pijanym. To cały sekret; w tym tkwi wszystko.
Żeby nie czuć straszliwego ciężaru Czasu, który miażdży wam barki i zgina grzbiet ku ziemi, musicie wciąż się upijać. 
Czym? Winem, poezją albo cnotą, wedle upodobania. Byle się upić. 
Charles Baudelaire, XXXIII. Upijajcie się (Paryski spleen. Poematy prozą

I.

To może ryzykowna ścieżka interpretacyjna w przypadku filmu o alkoholu (alkoholizmie), ale przecież sztuka służy do wyrażania treści niejednoznacznych – także etycznie. Zgadzamy się z reguły a priori, że wszelkie nałogi są dla człowieka szkodliwe i niszczące, mając w tym zresztą w większości przypadkach rację. Co jednak z pozostałym procentem? Co gdy odrzucimy w ramach eksperymentu, jaki wykonali też ci czterej mężczyźni, przekonanie, że picie jest złe? Wyobrażam sobie, że życie w nałogu, „płynięcie”, może stanowić dla kogoś właściwą treść życia, życia, które przecież i tak w końcu się skończy, świadomie obraną ścieżkę.

Jest to oczywiście potwornie ryzykowny spacer po linie, który jednak daje Pełnię, tę, której główny bohater nie mógł odczuć wcześniej, a która tak wyraźnie została pokazana na końcu filmu. Oczywiście z tej liny można też spaść, ze szczytu – na samo dno, ale jest to ryzyko niejako wkalkulowane w tę ścieżkę życia. Przecież po to Martin pił – „żeby nie czuć straszliwego ciężaru Czasu”, jak określił to Baudelaire. Zmienił się przez wszystkie lata, od kiedy poznał się z żoną i był zabawnym, szalonym facetem. Czy można sobie wyobrazić, że alkohol nie tworzy iluzji rzeczywistości (oraz siły, dynamiczności, przebojowości), jak z reguły o tym myślimy, ale przeciwnie – ściąga ze świata ten płaszcz, pokazuje, kim naprawdę moglibyśmy być, gdyby nie wszelkie ograniczenia?

Taka interpretacja jest, jak wspominałem, moralnie ryzykowna, ale ciekawa – szczególnie w kontekście cytatu z Baudelaire’a. Bo może rzeczywiście trzeba wciąż się upijać – niekoniecznie, jak protagoniści, alkoholem do poziomu 0,5 promila – tylko czymkolwiek?