
Draugveil, Cruel World of Dreams and Fears, wydawnictwo niezależne, 2025
Pisałem już trochę o tym, że black metal rodzi się moim zdaniem z romantycznego postrzegania świata (w tym natury), człowieka (w tym artysty) oraz, last but not least, kwestii politycznych oraz społecznych (z obu stron: lewej, liberalnej, wolnościowej, ale i prawej, konserwatywnej, narodowej, nacjonalistycznej).
Dużo ostatnio się mówi o okładce płyty Cruel World of Dreams and Fears ukraińskiego (choć tworzonego w Czechach) jednoosobowego zespołu Draugveil. Szkoda, nawiasem mówiąc, że trochę kosztem muzyki – to staroszkolny, surowo wyprodukowany black metal, chociaż poprzetykany melodyjnymi momentami z dużym udziałem klawiszy. Czuć klimat piwnicy, ale i czuć serducho.
Ale skoro o okładce, to o okładce. Fakt, jest trochę zabawnie, chociaż gdyby tylko ustawić czarno-biały filtr i przesunąć suwaki z punktem czerni i kontrastem do końca, uzyskalibyśmy całkowicie blackmetalową okładkę w stylu słynnego Transilvanian Hunger Darkthrone. Ważniejsze jednak – i odnoszę się teraz do tezy o romantyczności black metalu – czy rzeczywiście nie wygląda ona na wytwór XIX-wiecznego romantyzowania średniowiecza? Rycerz dandys, wrażliwiec, a w zbroi płytowej, anielskie włosy, stworzony do kochania, a muszący walczyć (trochę z konkretnym wrogiem, a trochę ze światem jako takim). Do tego leżący na różach. Trochę charczącego wrzasku, a trochę tkliwego szeptu. I jeszcze jego corpse paint, nie – jak z reguły to bywa – przerażający, ale przypominający makijaż arlekina. „Śmiej się, pajacu, choćby ci pękło serce”.
Jeśli to nie jest hiperromantyczna wizja, to nie wiem, jaka by była. Weźmy sam tytuł! Cruel World of Dreams and Fears. Słowa arystokraty ducha zmuszonego do życia w kramarskim świecie. Wiele jest w black metalu długo trwającej XIX-wieczności, ale tego typu projekty – innym jest choćby też ukraiński Këkht Aräkh – stanowią jeden z lepszych dowodów na zasadność tego toku myślenia.
„[…] dążąc do maksymalnej ekspresywności, posługiwali się ogromną skalą środków wyrazu: od najsubtelniejszego liryzmu po emfatyczny patos; od zwiewnej nastrojowości po frenezję, szokującą grozę i makabrę; od odkrycia waloru ciszy i milczenia po głos podniesiony do krzyku” – to słowa Marii Straszewskiej o romantykach. Ale czy wzbudziłoby jakiś dysonans, gdybym napisał, że o blackmetalowcach?